środa, 7 lipca 2010

Lost, Found, Reunited...

Dzisiaj z pomocą Gözde dotarłem do pracy. Lekką satysfakcję sprawił mi fakt, że musiała spytać się w autobusie, gdzie dokładnie wysiąść, a potem musiałem ją prowadzić w kierunku mojej pracy, bo inaczej byśmy poszli w kompletnie przeciwnym kierunku. Byłem o 8.40 i co zabawne drzwi wejściowe były otwarte na oścież, a nikogo w środku nie było. Można by było brać komputery, monitory, drukarki i nikt by nie zauważył. Kolejna rzecz nie do pomyślenia w Polsce.

Dowiedziałem się też, co nieco, o moim akademiku. Ciekaw jestem czy będę miał basen w swoim. Zapowiada się naprawdę ciekawie: http://oldweb.yeditepe.edu.tr/YEDITEPE/Yeditepe%20UniverSiteSi/English/residence.aspx?cacheid=/Yeditepe%20UniverSiteSi/English/residence

Byłem przed chwilą na lunchu. Firma w której jestem jest fantastyczna. Płacą mi nawet za obiad! Dzisiaj miałem okazję zjeść coś co przypominało mi małego bakłażana wypełnionego mięsem mielonym. Pychota. A ryż... wprost nieziemski! Dodatkowo miałem też możliwość zjedzenia czegoś, co przypomina naszą mizerię, tylko oni szatkują ogórka. Typowo po krakowsku myślę sobie ile zaoszczędzę na jedzeniu :).

Póki co, w pracy nic nie robię, ale wydaje mi się jakby tu większość osób miała mało do roboty. Wiktor zresztą też mi opowiadał, że w jego pracy to podobnie wygląda. Zastanawiam się w jakim celu biorą nas tutaj na praktyki, skoro nic nam do pracy nie dają.

Podejrzewam, że chodzi przede wszystkim o to, że chcą w swoich firmach wymusić na pracownikach używanie języka angielskiego - chyba nie ma lepszego sposobu na naukę niż czynne używanie języka. Możliwe, że wiąże się to z jakimiś dopłatami od państwa, bo przyjmując jednego naszego studenta oni mogą wysłać jednego swojego. A Turcja przykłada do tego bardzo dużą wagę, co widać po tym jak usilnie zabiegali o udział w programie Erasmus.

Utarłem też dzisiaj trochę nosa Andrzejowi na Facebooku, który zachwycony jest swoim Bangkokiem mającym 6,5 mln mieszkanców, a który w porównaniu do Stambułu (11,3 mln) jest prawie wsią ;).

Po pracy zdążyłem wpaść do swojego akademika, wypakować notebooka z plecaka i zmobilizować Wiktora do wyjścia, ponieważ na 20.00 byłem umówiony z Marcinem Sz. w Taksim. Spóźniliśmy się 10 min, ale Marcin spóźnił się prawie 1,5 godziny. Poważnie się o to wkurzyłem, bo gdybym wiedział, że tak będzie, to bym załatwił chociaż sprawę ze swoim telefonem. Tak poza tym, żeby się spotkać z Marcinem musieliśmy jeszcze przejść całą İstiklâl Caddesi („ulicę miliona ludzi”) do Tünelu. Im bliżej tego miejsca, a dalej od Taksim tym na ulicy było coraz mniej ludzi. Na samym końcu jest już dość nieciekawie i bałbym się zapuszczać w okoliczne uliczki samemu – a to jakiś bezdomny o błędnym wzroku, a to w uliczce stoi jakiś dwóch podejrzanych typów, a to zaczepi nas jakiś naciągacz, który jest (niby) „amerykańskim turystą, którego okradli i potrzebuje pomocy”. Zresztą nie ma się co dziwić, skoro tutaj zaczyna się Karaköy, a w moim przewodniku pisze, by omijać tę dzielnicę, szczególnie nocą. Z innej beczki doddam, że pomiędzy Taksim, a Tünelem kursuje odrestaurowany zabytkowy tramwaj, aczkolwiek nie miałem jeszcze możliwości przejażdzki.

Marcin pojawił się, z dwoma praktykantami i trzema Turczynkami (z czego 66,(6)% było dość atrakcyjne). Wszyscy chcieli oglądnąć pólfinał mistrzostw świata Niemcy – Hiszpania (0-1), a znalezienie miejsca (gdziekolwiek) graniczyło z cudem. Ostatecznie po 20 minutach poszukiwań znaleźliśmy miejsce na poddaszu w jednym z lokali i mogliśmy zamówić piwo Efes. Przyznam, że to było najdroższe piwo jakie w życiu piłem – 7 YTL (ok. 15zł) – a smakowo plasowało się w okolicach tanich piw z Tesco. No, ale cóż... raz się żyje. I tak były miejsca, gdzie to piwo sprzedawano drożej.

Dowiedziałem się, że Marcinowi trochę nie poszczęściło się z praktyką i będzie do niej musiał sporo dołożyć, ponieważ zarabia tyle co ja (700 YTL), a za akademik (jak to okreslił „4-5 gwiazdkowy”) płaci 450 YTL. Dodatkowo nie sponsorują mu lunchu, który, przyjmując orientacyjnie, kosztuje jakies 10 YTL. Zatem miesięcznie Marcin za samo mieszkanie i lunch płaci więcej niż zarabia, a gdzie tu mowa o biletach, zabawie, zwiedzaniu, czy choćby śniadaniu i kolacji. Pochwalił się też, że po Turcji czekają go studia w Anglii.

Po meczu wróciliśmy do akademika, a ja byłem tak zmęczony, że nawet nie miałem się siły wykąpać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz